Czy prawnik może być „startupowcem”? Czy ja jestem „startupowcem”?
Na te dwa pytania musiałem odpowiedzieć dzisiaj rano.
Brałem udział w śniadaniu z przedstawicielami krakowskich środowisk „startupowych”. W pierwszej chwili, przez krótki moment, zastanawiałem się, czy jestem właściwą osobą na właściwym miejscu, czy rzeczywiście pasuję do osób siedzących ze mną przy stole.
Przedstawiając się zwróciłem uwagę na moje wątpliwości, ale dodałem, że przecież, wbrew pozorom… też jestem „startupowcem”. Oczywiście od razu wyjaśniłem dlaczego tak uważam. Moja wypowiedź została przyjęta z uznaniem. A tłumaczyłem to mniej więcej tak, jak robię to poniżej.
Mogłem pracować w dużych sieciowych kancelariach, czy u lokalnych „potentatów” rynku prawniczego. Ale ja wybrałem inną drogę. Postanowiłem, ponad dwa lata temu, rozwinąć coś swojego, nowego. Czy to już jest „startup”? Coś nowego, kreatywnego? Przecież wielu adwokatów otwiera swoje kancelarie.
Ja postanowiłem zająć się przede wszystkim czymś „innowacyjnym”. Celowo użyłem cudzysłów, ponieważ to, na co postawiłem nie jest może całkowicie innowacyjne, w znaczeniu nieznane, odkrywcze, ale jest z pewnością niszowe.
Zajmuję się bowiem nie tylko tymi najpopularniejszymi sprawami – cywilnymi, karnymi, prawem rodzinnym. Zajmuję się przede wszystkim tematami, które rzadziej są przedmiotem działalności moich kolegów.
Przede wszystkim to mediacja i arbitraż. Alternatywne metody rozwiązywania sporów, które są coraz częściej stosowane, ale wciąż nie stanowią realnej alternatywy dla postępowania sądowego.
Współpraca międzynarodowa. Wielu adwokatów może pochwalić się znajomy prawnikiem w Niemczech czy Wielkiej Brytanii. Nie każdy poważnie i intensywnie współpracuje z kancelariami z Brazylii, Czech czy Węgier. Mało też jest w Polsce, bo dosłownie kilku adwokatów, którzy prowadząc indywidualną praktykę są członkami International Bar Association.
Nieczęstych jest też wiele z problemów jakie mają moi klienci. To w wielu przypadkach sprawy nietypowe i nieszablonowe. Ale kiedyś już pisałem o tym, że problemy moich klientów nie są czymś, o czym chcę pisać.